-Jeszcze raz przepraszam, ale to prywatna sprawa.
-Ktos moglby sie poczuc dotkniety?
-Tak, ja... - powiedzial niepewnie i umilkl.
-W porzadku, musi pan rzeczywiscie swiata za nia nie widziec. - Przygladal mi sie dluzsza chwile, po czym skinal glowa. - Mam ja tu przyprowadzic?
-Nie, nie! Nie chce, zeby mnie ogladala... nie z taka twarza! Nie, bardzo pana prosze!
-Jeszcze piec minut temu [link widoczny dla zalogowanych]
panska twarz wygladala znacznie gorzej. A mimo to serce jej pekalo, az huk szedl.
-Naprawde? - Sprobowal sie usmiechnac i wykrzywil tylko z bolu. - No to niech bedzie.
Zostawilem go i poszedlem do kabiny Strykera. Otworzyl mi drzwi z mina, ktora nie swiadczyla, by uwazal mnie za milego goscia. Spojrzalem na wciaz jeszcze krwawiace rozciecie.
-Chcialby pan, zebym to obejrzal?
Judith Haynes - w spodniach i futrzanej kurtce z kapturem wygladala jak rudy Eskimos - siedziala na jedynym krzesle w kajucie, trzymajac na kolanach oba spaniele. Jej olsniewajacy usmiech mial chyba wychodne.
-Nie.
-Moze zostac blizna. - Obchodzilo mnie to akurat tyle, co zeszloroczny snieg.
-Och! - Aparycja, jak nietrudno bylo odgadnac, miala dla Strykera pierwszorzedne znaczenie. Wszedlem do srodka, zamknalem za soba drzwi, zbadalem [link widoczny dla zalogowanych]
rozciecie, przemylem je, zatamowalem krew i przykleilem plaster.
-Prosze posluchac - powiedzialem. - Ja nie jestem kapitanem Imrie. Musial pan go tak zmasakrowac? Przeciez mogl go pan polozyc jednym prztyczkiem.
Post został pochwalony 0 razy
-Ktos moglby sie poczuc dotkniety?
-Tak, ja... - powiedzial niepewnie i umilkl.
-W porzadku, musi pan rzeczywiscie swiata za nia nie widziec. - Przygladal mi sie dluzsza chwile, po czym skinal glowa. - Mam ja tu przyprowadzic?
-Nie, nie! Nie chce, zeby mnie ogladala... nie z taka twarza! Nie, bardzo pana prosze!
-Jeszcze piec minut temu [link widoczny dla zalogowanych]
panska twarz wygladala znacznie gorzej. A mimo to serce jej pekalo, az huk szedl.
-Naprawde? - Sprobowal sie usmiechnac i wykrzywil tylko z bolu. - No to niech bedzie.
Zostawilem go i poszedlem do kabiny Strykera. Otworzyl mi drzwi z mina, ktora nie swiadczyla, by uwazal mnie za milego goscia. Spojrzalem na wciaz jeszcze krwawiace rozciecie.
-Chcialby pan, zebym to obejrzal?
Judith Haynes - w spodniach i futrzanej kurtce z kapturem wygladala jak rudy Eskimos - siedziala na jedynym krzesle w kajucie, trzymajac na kolanach oba spaniele. Jej olsniewajacy usmiech mial chyba wychodne.
-Nie.
-Moze zostac blizna. - Obchodzilo mnie to akurat tyle, co zeszloroczny snieg.
-Och! - Aparycja, jak nietrudno bylo odgadnac, miala dla Strykera pierwszorzedne znaczenie. Wszedlem do srodka, zamknalem za soba drzwi, zbadalem [link widoczny dla zalogowanych]
rozciecie, przemylem je, zatamowalem krew i przykleilem plaster.
-Prosze posluchac - powiedzialem. - Ja nie jestem kapitanem Imrie. Musial pan go tak zmasakrowac? Przeciez mogl go pan polozyc jednym prztyczkiem.
Post został pochwalony 0 razy